Chłam, gniot, szmira, chała ... i wszystkie inne możliwe negatywne epitety! Drewniany scenariusz, zestresowani aktorzy, beznadziejnie sztuczna akcja, szukająca na siłę dialogu z pierwowzorem z lat 1988 i 1989, do którego się nie umywa! Dziwię się obsadzie dwóch pierwszych części (o ile tę w ogóle można z nimi zestawiać!), że zgodziła się swoimi sławnymi nazwiskami firmować ten gniot! Rola Pawła Zawady, kreatywnego i inteligentnego przedsiębiorcy, kochającego męża i przyszłego ojca, została niesprawiedliwie, zaocznie, sprowadzona do roli zbira, który wciąga syna w nieczyste interesy! Grażyna Błęcka-Kolska w roli starszej pani Kasi w niczym nie przypomina dawnej siebie - jest spięta, zestresowana, po prostu w swej roli nijaka i nudna. Docent (tu już profesor!) Wolański bardziej przypomina pacjenta zakładu geriatrycznego niż zabawnego naukowca z "Kogla-mogla". Można zaryzykować twierdzenie, że po rozwodzie z Basią będzie potrzebował Kasi jako opiekunki osób starszych bardziej niż żony. Wspomniana Basia w roli specjalistki od punktu G to jedno wielkie nieporozumienie! Dziwię się wybitnej Ewie Kasprzyk, że pozwoliła na taką profanację siebie! Sytuacji nie ratuje także babcia Solska, bo epizody z nią w ogóle nie śmieszą! A przecież Katarzyna Łaniewska w "Koglu-moglu" i "Galimatiasie" to perła wśród kamieni! Groteskowi Goździkowie (z podmienioną Goździkową) jeśli mieli być zabawni, to im nie wyszło! A nowi aktorzy, w tak wyciosanych sztucznie rolach, nie byli w stanie pokazać swojego twórczego potencjału! Zwlekałam pięć lat z obejrzeniem tego gniotu, by wreszcie dziś się to stało. Straciłam 1,5 h cennego czasu, którego nikt mi nie zwróci! Do reżyserów i scenarzystów tej i innych danego pokroju szmir mam tylko jeden apel: błagam, nie róbcie sequeli, jeśli chcecie ocalić wartość dzieła! Aż boję się pomyśleć, co zastanę w 4 i 5 części - jeśli kiedykolwiek zdobędę się na desperacki krok ich obejrzenia!