Podobał mi się, był piękny, ale i żenujący momentami. Były ujęcia wykonane z wielką pieczołowitością, z dbałością o najmniejszy szczegół, fajna praca kamery, ale były też charakteryzacje rodem z kina klasy B. Twórcy puszczają oczko do fanów horroru, bo znajdziecie tutaj Lśnienie czy Requiem dla snu, ale ja odnajduję też Coś, czy mój osobisty faworyt: Wiklinowy koszyk z 82 roku. Więksi i ambitniejsi fani kina odnajdują jeszcze więcej. Ludzie narzekają, że film w 2/3 git, reszta to masakra. Może się doszukuję, a może z tym filmem miało być jak jak z główną bohaterką. Najlepiej chyba "umrzeć" będąc na szczycie, jak Marylin Monroe, niż z czasem zwiotczeć i stać się tym, o czym ludzie chcieliby zapomnieć. Stare horrory kiedyś przerażały, efekty specjalne na tamten moment- bomba, ale po latach? co to za gówwwno z plasteliny?